Marcin Sendecki u Zalipanek (1990 lub 1991)
Nie pamiętam jak doszło do tego spotkania. Ponieważ na rolce, z której zeskanowałem powyższy kadr, na jednej z klatek pojawia się też Marcin Baran, jest wysoce prawdopodobne, że nastąpiło ono z jego inicjatywy? Rok? To dobre pytanie, obstawiam 1991, ale mógł to być też 1990?
Miejsce? To akurat pamiętam dobrze - ogródek istniejącej nadal kawiarni "U Zalipianek" przy krakowskich Plantach.
Fotografia została wykonana archaicznym aparatem mieszkowym z początku XX wieku, który mój ojciec - poprzedni użytkownik - nazywał pieszczotliwie "kliszaczkiem". Kliszczek miał jednak zamocowany całkiem współczesny obiektyw Schneidera - Xenar 135/4,7 (takie szło pojawiało się np. na wyposażeniu Graflexów), więc robił w miarę przyzwoite zdjęcia. Poważnym mankamentem tego urządzenia (oprócz procedury ostrzenia na ciemnej matówce) była równie archaiczna rollkaseta, w której - taką miała konstrukcję - film nie był prowadzony idealnie płasko, co owocować mogło (i owocowało) plackowatymi czy też wyspowymi obszarami nieostrości w kadrze.
Gdy zeskanowałem teraz powyższą klatkę, spostrzegłem się, że ostrość nastawiona jest na uszy modela, a nie - tak jak być powinno w przypadku portretu - na oczy. No więc nie czyściłem tego kadru z rysek, brudów oraz czarnych kropek, które są... dziurami w fotograficznej emulsji.
Czyli "prawda czasu prawda ekranu"!
Zastosowany tutaj film to radziecka błona Фото 64 o czułości 64 ASA, która była tania (masowo przywozili ja wtedy turyści z upadającego ZSRR) i dawały(by) zupełnie przyzwoite rezultaty, gdyby np. nie te dziury w emulsji...
Użyty film wskazuje raczej na rok 1990 (a może 1991?). Odbijający się w prawej soczewce okularów Marcina (patrząc od strony widza) statyw, to mój poczciwy drewniany Barlebach, wyprodukowany w NRD jeszcze w latach siedemdziesiątych.
W 1992 roku (czyli rok lub dwa lata później?) kupiłem sobie w Berlinie Nikona F801s z kompletem obiektywów.
W 1993 nabyłem F90, którego korpus był nieco większy i lepiej wyprofilowany, dzięki czemu idealnie leżał w ręce.
W 1997 nastąpił prawdziwy "wielki skok", gdy w nieistniejącym już komisie przy ulicy św. Tomasza w Krakowie kupiłem Hasselblada 500 C/M.
Używam go do dziś.