czwartek, 9 marca 2017

Omal

Hans Magnus Enzensberger

Omal

W przypadku problemów nierozwiązywalnych
warto sięgnąć do rozwiązań przybliżonych.

Szkoda tylko, że wartość graniczna
to fatamorgana,
która wciąż się oddala.

Nawet jedynowładca poprzestaje
na 99 procent głosów,
ponieważ lęka się gniewu bogów.

Dlaczego właściwie starzy mistrzowie
zostawiali ślepą plamkę
na ukończonym płótnie?

Mały włos, a Samsonowi
nie wyłupiono by oczu.

Naiwniaka łatwo
przyłapać in flagranti.
Trudno mu pojąć, co mu się przytrafia.

Niektórzy rozbitkowie ledwo przeżyli
na tratwie Meduzy i to tylko
dlatego, że jedli ludzkie mięso.

A gdy Usain Bolt wygrywał sprint w Berlinie,
chodziło o dziesiąte części sekundy.
Dziś jeszcze większość się rozbija
u brzegów Lampedusy.

Wtedy w Bürgerbräukeller
zabrakło trzynastu minut,
by do drugiej wojny 
nigdy nie doszło.

To jakiś cud,
że do tej pory wychodziliśmy cało.

[wiersz w tłumaczeniu Andrzeja Kopackiego wydrukowany w Literaturze na Świecie, nr 11-12/2015, str. 353-354]


środa, 8 marca 2017

Polzga nam vybóhua

Widoczne poniżej "VON" to z grubsza po niemiecku "z". "UA" to nie akronim od United Artists, ani od United Airlines, lecz kod samochodowy oznaczający pojazd z Ukrainy. Synonimem polskiego "precz" (także "wynocha" lub "spływaj") jest "won" (po niemiecku "weg"). Znak zakazu czy też przekreślenie każdy chyba rozkminia. Autorzy podobnych napisów mają też w zwyczaju malować sentencje w rodzaju "ANTY JUDE" lub "JUDE RAUS", gdzie mamy do czynienia z pospolitym błędem gramatycznym (powtarzanym tutaj gorliwie od 70 lat), albowiem jeżeli już, to "ANTY JUDEN" czy "JUDEN RAUS". Słowo "JUDE" (w liczbie pojedynczej oznaczające "Żyda") najwyraźniej ma więc charakter pluralia tantum. Zawsze się zastanawiałem kiedy rodzimi "patrioci" zaczną eskalować swój "patriotyzm" (stosownie do konwencji widocznych poniżej napisów "sfuj") z użyciem antyukraińskich fobii... No i się doczekałem, w czym przemożny wpływ ma zapewne film z gatunku kina psychicznego niepokoju pt. "Wołyń" (sorry, nie trawię produktów Smarzowskiego, gdyż odrzuca mnie jego ewidentna predylekcja do epatowania sadyzmem i przemocą) oraz rasistowskie zagrywki partii o akronimie PiS (właściwie "podłość i nienawiść"). Voilà!


wtorek, 7 marca 2017

poniedziałek, 6 marca 2017

Widok na Gansevoort St z High Line Park

[3 March 2017, 9:06 AM] 

I jest to chyba jeden z nielicznych już położonych przy High Line obszarów, które nie zostały zgentryfikowane. Co zapewne niebawem nastąpi i w miejscu hali z oczami deweloperzy stukną jakiś kobylasty wieżowiec (nie pozostawiający wątpliwości, co do grubości portfela inwestorów)... Bo to, co widać w kapitalnym zapisie Walking the High Line Joela Sternfelda sprzed 17 lat, to już pieśń odległej przeszłości. Spacerując High Line trzy dni temu, nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że stworzenie tego parku na estakadzie dawnej linii kolejowej za bagatela... 233 milony $, było rodzajem zaproszenia dla inwestorów (którzy zresztą wcześniej snuli plany dotyczące tego terenu, tyle że kolejowe wiadukty zostałyby rozebrane). Podobno High Line Park odwiedza rocznie... 5 milionów turystów, więc jest to świetna reklama dla miasta, dla pracowni Diller Scofidio + Renfro, która park projektowała i wreszcie (lub przede wszystkim) dla biznesu stawiającego te wszystkie apartment buildingi i korpo-wieże. 

niedziela, 5 marca 2017

W samym sercu świata...

...tego świata. Na 5 Ave w Nowym Jorku. W Arnold and Sheila Aronson Galleries mieszczącej się w Parsons School of Design. 
Małgorzata Bakalarz-Duverger, kuratorka wystawy Far Aware from Where pokazała na niej 5 fotografii z projektu Inne Miasto/Other City, który wspólnie z Elżbietą Janicką zrealizowaliśmy w latach 2011-2012.
No i świetnie. Kapitalnie, że w tym miejscu, jakkolwiek - gdyby kto pytał - nie jest to instytucja komercyjna.
Małgorzata (druga osoba od lewej na szóstym zdjęciu) pisała mi wcześniej, że bez przerwy do galerii wchodzą ludzie z ulicy, których przyciągają nasze fotografie widoczne za szybą. No i miałem okazję zobaczyć to kilka dni temu na własne oczy. Co oczywiście cieszy, chociaż - jak uważa kuratorka tej ekspozycji - wspomniane zainteresowanie wynika też z faktu, że fotografia traktowana jako wypowiedź o charakterze artystycznym, oddała w USA pole sztuce wideo i działaniom pokrewnym, więc stąd też ta curiosity...
Młodzi ludzie widoczni na kilku fotografiach to studenci Małgorzaty, którzy chwilę wcześniej wzięli udział w wykładzie, w trakcie którego pokazywałem i komentowałem zdjęcia z Innego Miasta oraz Świętej Wojny.









poniedziałek, 27 lutego 2017

Lot de Seattle

Stanisława Barańczaka z tomu Atlantyda (1986), który skserowałem ze znakowskiego wyboru wierszy (Stanisław Barańczak 159 wierszy, Wydawnictwo Znak, Kraków 1990). Trochę lat minęło od powstania tego tekstu, a brzmi on całkiem nieźle:

niedziela, 26 lutego 2017

Grzegorz Kwiatkowski na niedzielę

Tak właśnie mi się otwarła (przypadek? nie sądzę...) w wannie antologia Przewodnik po zaminowanym terenie, z której wiersze niejednokrotnie tu wklejałem. Zwykle podczas kąpieli czytam i przeważnie poezję. Więc pomyślałem sobie, żeby skserować tę rozkładówkę, gdzie teksty bardzo fajnie ze sobą korespondują. Owocnej (chciałem napisać miłej, ale tematyka wierszy Grzegorza Kwiatkowskiego to raczej uniemożliwia) lektury !

sobota, 25 lutego 2017

FAR AWAY FROM WHERE? czyli INNE MIASTO w Nowym Jorku

Jak już to było wcześniej anonsowane w Arnold and Sheila Aronson Galleries. Zdjęcia przesłała mi właśnie kuratorująca tę ekspozycję Małgorzata Bakalarz-Duverger (DZIĘKI po raz wtóry!). A wystawę już przyszłym tygodniu będę mógł zobaczyć na własne oczy, z czego bardzo się cieszę!









czwartek, 23 lutego 2017

Składaki Markusa Brunettiego

Jak trafiłem na te zdjęcia? Czysty przypadek, przy okazji szukania w sieci typologicznych serii, które dotyczą architektury sakralnej (nie ma tego wcale tak dużo), wyświetliło mi się zdjęcie Brunettiego. Wyglądało ciekawie (trafiłem na coś z Włoch), więc poszukałem jego strony autorskiej i jak to mam w zwyczaju zrzuciłem zawartość na twardy dysk (na całe szczęście powieszone tam obrazki to zwykłe jpgi, a nie jakieś animacje we fleszu czy innym syfie). Ponieważ zdjęcia kościelnych fasad wyglądały tyleż ciekawie, co dziwnie (do tego jeszcze te tajemnicze daty dotyczące rejestracji, które potrafią się rozciągać na kilka lat...), więc zacząłem szukać informacji jak zdjęcia te, lub raczej - jak się okaże - obrazy zostały sporządzone. No i okazało się, że Markus Brunetti po kolei fotografuje detale budynku, po czym łączy to wszystko w programie graficznym. Być może w trakcie rejestracji korzysta z czegoś w rodzaju Lens True? Nie mam pojęcia, ale efekt jest niezły (to mało powiedziane). No i przypomniała mi się w tym miejscu lektura tekstów w albumie Bernardo Bellotto Paints Europe, gdzie opisana jest praca młodszego Canaletta, który np. przy tworzeniu wedut z Wenecji korzystał z wielu szkiców sporządzanych przy pomocy przenośnej camera obscura. Nieprzypadkowo więc na początek Wenecja, gdzie właśnie - jak przeczytałem w sieci - przyjechało się karnawalić 70.000 turystów, czyli o 15.000 więcej niż wynosi obecna liczba mieszkańców miasta.

 Marcus Brunetti Venezia, Madonna dell'Orto 2010-2015


Marcus Brunetti Venezia, Chiesa di san Zacharia, 2007-2014

I może jeszcze coś z Włoch.

 Marcus Brunetti Ferrara, Basilica Cattedrale di San Giorgio 2008-2014

Marcus Brunetti Pisa, Duomo di Santa Maria Assunta 2008-2014

Oglądałem wczoraj wielokrotnie album Hungarian Cubes Kathariny Roters i coś mi w tym wszystkim nie grało... No i podczas lektury jej autorskiego tekstu doczytałem się, że... używając photoshopa wykasowała ze swoich zdjęć wszystkie anteny satelitarne oraz druty trakcji energetycznej. No to super, typologia Kádár-kocek sprzed elektryfikacji i telewizji satelitarnej... :-P
Jak dobrze, że Tomáš Pospěch nie wyretuszował tego typu elementów w swoim Šumperáku!

środa, 22 lutego 2017

MAGYAR KOCKA

Czyli "węgierska kostka", jak nazywa się zbliżone swym kształtem do sześcianu jednorodzinne domy na Węgrzech. Nazywane też popularnie "Kádár-kocka", bo wiele z nich powstało w czasie łaskawego i długoletniego panowania (1956-1987) pierwszego sekretarza Węgierskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej Jánosa Kádára, którego rządy nazywa się też epoką "gulaszowego komunizmu", choć bezpośrednio po stłumieniu węgierskiej rewolucji w 1956 roku był on osobą odpowiedzialną za krwawe represje... Ale do rzeczy (bez aluzji do szmatławego tygodnika), właśnie zadzwonił do drzwi kurier DPD i przyniósł mi zakupiony album, więc kilka fotek na gorąco:






Widać chyba wyraźnie, że Katharinę Roters kręcą tutaj przede wszystkim te abstrakcyjno-geometryczne elementy na elewacjach. Kurcze, pamiętam dość dobrze Węgry z wyjazdów rodzinnych w latach '70 i '80, pamiętam, że zwróciłem uwagę na te wiejskie lub małomiasteczkowe domy (konkretnie na powtarzalność formy), ale do głowy mi nie przyszło nawet po latach, że można by to ująć w dokumentalnej serii o cechach typologii wizualnej. W tym miejscu zasłużone brawa dla Kathariny Roters!

wtorek, 21 lutego 2017

Oczekiwanie

Kraina Książek wysłała mi rano maila, że przesyłka z Hungarian Cubes została dostarczona do DPD. Więc można się spodziewać, że dotrze do mnie pojutrze (a może już jutro?). Fajnie.
Na moim ulubionym portalu plotkarskim Nikon Rumors opublikowano zdjęcia nowego zooma sigmy z serii art: 24-70mm f/2.8. Też fajnie, bo myślałem o kupnie czegoś ostro rysującego w tym zakresie ogniskowych. Więc jeżeli testy wypadną pomyślnie, a cena nie będzie z sufitu, to czemu nie? Prawdę mówiąc celowałem w starą wersję nikkora, tą ostrzejszą i bez stabilizacji.
Miałem się wybrać na zdjęcia w tym tygodniu, ale rozłożyła mnie jakaś francowata infekcja. Niefajnie. To nic specjalnego, ale mając w perspektywie podróż za ocean wolę uważać. Do tego leje, podwójnie niefajnie.
Ale jest dość ciepło (w Krakowie). Fajnie. Było trochę wiatru, więc przewiało tymczasowo smog (ludożerka też mniej hajcuje tym miałem węglowym w domach). Fajnie. Właściwie mam już napisany tekst o Šumperáku dla Herito. Bardzo fajnie. Jakkolwiek jest też dużo spraw, których nie zrobiłem/załatwiłem (niefajnie).
Ale zaraz, zaraz, jest też coś megafajnego. Wydrukowałem umowę z wydawnictwem, podpisałem i wysłałem. Książka oficjalnie ujrzy światło dzienne pod koniec marca, jakakolwiek w sieci można już tu i ówdzie znaleźć jej zapowiedzi. Więcej szczegółów niebawem.

Oglądam sobie Churches Davida Spero i muszę powiedzieć, że jest to świetna rzecz. Chociaż chyba album się zbyt dobrze nie sprzedawał... Od publikacji minęło 10 lat, a książkę ciągle i bez specjalnych problemów można kupić. Co oczywiście nie rzutuje negatywnie na to wydawnictwo (jeżeli już, to raczej na tych niezainteresowanych...). Parametr czy też wymóg "oglądalności", który pojawił się w przypadku działań artystycznych w słodkich latach '90 jest grubym nieporozumieniem!

poniedziałek, 20 lutego 2017

Zimowa wyprzedaż w Bookoffie...

...i w związku z tym widoczny poniżej zakup. Kiedyś trafiłem na ten album u Langera & Blomqvista w Berlinie, ale... no właśnie nie pamiętam już dlaczego go nie kupiłem. Chyba chciałem popatrzeć jeszcze na soldy w księgarni Museum Hamburger Bahnhof i zdecydować? No a teraz nadarzyła się okazja, więc postanowiłem z niej skorzystać. Album ujrzał światło dzienne w 2007 roku, ale dowiedziałem się o jego istnieniu dopiero po publikacji mojej książki Niewinne oko nie istnieje, chyba jakoś w okolicach premierowej wystawy w Galerii Atlas Sztuki w Łodzi (styczeń 2009). No i zastanawiałem się, czy ktoś z rodzimych recenzentów nie będzie próbował sugerować (jak mają to w zwyczaju), że realizując Niewinne oko naśladowałem Davida Spero. No bo tam w serii budynki niewyglądające na kościoły, a tu także w serii obiekty nieprzypominające synagog.
Próżne obawy... 





Tak mi się otwierała ta książka na samych fajnych zdjęciach.
Więcej niebawem.

niedziela, 19 lutego 2017

Ciprian Porumbescu, genialny kompozytor

MLB


Ciprian Porumbescu, genialny kompozytor

Ciprian Porumbescu, genialny kompozytor
i dalszy boczny przodek poety Porumbescu,
urodził się w rodzinie niejakiego Golembiovskiego.

Herakliusz Gołębiowski, możemy przeczytać
pod naciskiem otoczenia zmienił nazwisko
na Porumbescu, co znaczy w przybliżeniu to samo

Iraclie Porumbescu, możemy przeczytać,
zmuszony przez austriackiego zaborcę do zmiany nazwiska
na Golembiovski, powrócił w 1881 r. do nazwiska przodków

Usunąłem litery: „ł”, „ę” i „w”, które nie mają
uzasadnienia historycznego, możemy przeczytać, a są tylko
wyrazem fantazji niektórych z kolegów współredaktorów.

Porumbel, gołąbek, wzbija się z porumbu,
szybuje w niebo.


Poeta Porumbescu rozrabia w kuchni

Moje ciało jest wygłodniałym zwierzęciem.
Kładzie nos na smudze zapachu.
Wygłodniałe, wyciągnięte, drży.
Odsłonisz mu światło?

Dość, Porumbescu, miałam być fanką
twoich wierszy, a nie rąk pod ubraniem.
Za dużo alko. Co za żena, chciałam powiedzieć,
co na to twoja żona.


Poeta Porumbescu na szlaku pobudzenia

Nie ma takiej drugiej.
Ten świat jest szczodrze obdarowany.
Równomiernie błogosławiony.
Ale drugiej takiej, nie ma drugiej takiej jak ty.

W długiej ciemnej nocy oddzielenia
Słońca ulitowały się nade mną
i rzutowały obrazy na dno oka.
To jest dom, to pieniądze, to jest dobre jedzenie, mówiły.
Szanuję je, odpowiadałem. ale nie czułem się pobudzony.
Wtedy pokazały mi ciebie
i słowa same z siebie wypiętrzyły się z gardła.

Bez nogi narodu utykam po świecie.
Bez nogi religii pętam się po świecie.
Bez kuli narodu wyskakuję ponad Słońce i Księżyc.
Bez kuli religii patrzę w twoją twarz.


[przepisane z książki: MLB Porumb, WWBPiCAK, Poznań 2013, str. 46, 47, 52. Co tu kryć, uwielbiam wiersze z nazwiskami... W rzeczonym tomie całkiem niedaleko strof o poecie Porumbescu oraz przodku kompozytorze znajduje się wiersz (myślę, że nieprzypadkowo, jeśli chodzi o ten typ uwtorów z nazwiskami...) poświęcony Czesławowi Miłoszowi, którego podmiot liryczny przyłapuje na ulicy Senackiej w Krakowie podczas „wyżerania pizzy z tekturki”.
Poniżej „Ciprian Porumbescu, genialny kompozytor” i jego Rapsodia Romana w wykonaniu Orchestra Simfonică A Filarmonicii Din Cluj-Napoca, dyryguje Simon Ruha.]