Julia Hartwig
MINIATURA ZNAD JEZIORA COMO
To wszystko jest mi dane w żywej miniaturze
Jezioro po horyzont
półkręgiem góry lekko ośnieżone
i dużo nieba więc góruje niebieskość i srebro
Na wodzie małe łódki rybackie
bliżej stok wzgórza murawa wiosenna i świeża
Na murawie drzew mnóstwo ale wielkim ładzie stojących
a każde widoczne z osobna
rzuca cień wyrazisty bo blisko południe
i słońce świeci żywo choć przez bladą mgiełkę
Drzewa w wielu odmianach cyprysy i brzozy
oliwki migdałowce jabłonie i grusze
szare oliwki grusze właśnie w kwiatach
podobnie jak jabłonie Nad brzegiem jeziora
stary klasztor łatają miejscowi majstrowie
Klęcząc na szczycie pilnie układają
dachówkę przy dachówce z wypalonej gliny
sposobem wyuczonym od wielu pokoleń
Dachówki są czerwone słoneczna czerwienią
dacharze noszą czapki wełniane jaskrawe
i tak malutcy są z daleka
że gdyby nie stukanie młotków
ich obecność mogłaby ujść nie spostrzeżona
Pośród trawy się wije żwirowana droga
pusta o tej godzinie Wszystko trwa w bezruchu
oprócz tej grupki ludzi
Teraz ogrodnik schodzi niosąc na plecach
koszyk pełen ściętej trawy
Zaledwie wzrok odwrócisz już znika za wzgórzem
Ja zaś co patrzę na to
tak samo niewidoczna jak miniaturzysta
dawnych modlitewników
chwalę wzrok który widzi uszy które słyszą
i upór świata w trwaniu
NA PROMIE PŁYNĄCYM PO JEZIORZE COMO
Ludzie powinni być szczęśliwi tu gdzie jest tak pięknie
w tej sielskiej krainie gór i dostatku
a przynajmniej wdzięczni życzliwi
A jednak twarze tych dziewcząt są jak zamknięte kłódki
oczy niechętne i pełne cienia
ciała ociężałe i gnusne
powiedziałbyś - istoty w które stwórca zapomniał tchnąc życie
Więc cała energia idzie teraz w kartofle?
W ściemniałe ścierniska?
W północną ziemię pod skłębionymi chmurami?
Więc wolność nie rodzi piękna?
Wdzięku i dobrych manier?
Więc dobro nie rodzi dobra?
NAD NAMI
Chłopcy kopiący piłkę na rozległym placu pod obeliskiem
i apokaliptyczne niebo zachodu w tle
Skąd w tym widoku taka nagła groza
jakby ktoś chciał to wszystko obrócić w czerwony pył
I słońce to już wie I niebo to już wie
I woda w rzece
Z głośników bucha muzyka jak dziki śmiech
Tylko nad nami w górze gwiazda
z palcem na ustach stoi zamyślona
[wiersze z tomu: Julia Hartwig Obcowanie, PIW, Warszawa 1987, s. 69, 71, 67]