- czyli o krzyżach i kapliczkach, które stawiano (w Galicji po 1848, a w Królestwie Polskim po 1864), aby upamiętnić zniesienie pańszczyzny - jaką z Magdaleną Zych i moją skromną osobą przeprowadziła wczoraj Justyna Nowicka dla Radia Kraków Kultura. Nie reklamowałem jeszcze tutaj tego projektu, a jest on mocno zaawansowany w realizacji, w przyszłym roku będzie wystawa oraz ukażą się dwie książki, o czym zresztą w rozmowie z Justyną mówimy. Stay tuned!
czwartek, 30 listopada 2023
ROZMOWA O (NIE)WIDZIALNYCH POMNIKACH WOLNOŚCI
środa, 29 listopada 2023
[miał gumowce na butach, żeby ich nie zabrudzić błotem]
wtorek, 28 listopada 2023
poniedziałek, 27 listopada 2023
niedziela, 26 listopada 2023
Rozmowa filozofów
W roku 1933 Karl Jaspers miał spytać podczas obiadu Martina Heideggera, czy tak niewykształcony człowiek jak Hitler może rządzić Niemcami. "Wykształcenie nie ma tu nic do rzeczy; proszę popatrzeć jakie on ma cudowne ręce" - odpowiedział autor Sein und Zeit.
sobota, 25 listopada 2023
czwartek, 23 listopada 2023
Gminna Biblioteka Publiczna
środa, 22 listopada 2023
"Niewinne oko nie istnieje" i ciągle drożeje...
poniedziałek, 20 listopada 2023
niedziela, 19 listopada 2023
sobota, 18 listopada 2023
czwartek, 16 listopada 2023
Będę sobie teraz analizować zachowanie liderów ZP
środa, 15 listopada 2023
Ulica Krakusa
wtorek, 14 listopada 2023
poniedziałek, 13 listopada 2023
Śpij aniele mój
niedziela, 12 listopada 2023
Teraz więc mur rozwalcie!
sobota, 11 listopada 2023
Schwanengesang
piątek, 10 listopada 2023
Władza to poniżanie i zadawanie bólu
czwartek, 9 listopada 2023
Grzmiąc wśród grobów dookoła
Decydując się w końcu na kupno CD z Requiem WAM (zawsze na pierwszym miejscu były jakieś pilniejsze potrzeby z późnego baroku), pomyślałem, że czemu by nie stać się także właścicielem nagrania swoistego prequla tej kompozycji. Mam tutaj na myśli utwór autorstwa Michaela Haydna Requiem pro defuncto Archiepiscopo Sigismondo, znany bardziej jako Missa pro Defunctis, poświęcony zmarłemu arcybiskupowi Sigismundowi von Schrattenbach. W styczniu 1772 roku szesnastoletni Wolfgang razem z ojcem Leopoldem trzykrotnie wysłuchali w Salzburgu prezentacji tego utworu. I coś pewnie jest na rzeczy, jakkolwiek dopiero w kompozycji Mozarta rymowana łacińska sekwencja z przełomu XII i XIII wieku, którą od czasów reformy trydenckiej śpiewa się podczas mszy żałobnych, zyskała operową dramaturgię (podzielona na pięć części). Jak wiemy, interesujący nas utwór był pisany na anonimowe zamówienie (hrabiego Franza Walsegga zu Stuppach, który miał zwyczaj przywłaszczać cudze kompozycje), więc może kompozytor uznał, że może sobie na więcej pozwolić w kształtowaniu formy requiem? Widać to wyraźnie w partii, gdzie wykorzystano fragment tekstu widoczny poniżej, który w przywołanej kompozycji Haydna, podobnie jak w innych mszach żałobnych z tamtego czasu, nie wchodzi jakoś wybitnie w dialog z muzyką.
Tuba, mirum spargens sonum | Odgłos trąby archanioła |
Mors stupebit, et natura, | Śmierć z przyrodą oniemiała, |
Liber scriptus proferetur, | Księgę ludzkich spraw otworzą: |
Judex ergo cum sedebit, | Sędzia tedy, gdy się zjawi |
Quid sum miser tunc dicturus? | Cóż ja powiem, człek ubogi: |
środa, 8 listopada 2023
Quantus tremor est futurus
Który to mógł być rok? 1985? Tak, chyba 1985, stałem na rogu Alej i Czarnowiejskiej w Krakowie ze słuchawkami na uszach, a z walkmana płynęła do mojej głowy ścieżka dźwiękowa Amadeusza Miloša Formana. Kasetę pożyczyła mi znajoma, której narzeczony świeżo wyemigrował z Polski i w celu podtrzymania związku zasilał ją nagraniami orkiestry Neville’a Marrinera. Zanosiło się na burzę, niebo wbrew nazwie robiło się intensywnie żółte, a kiedy kolor ten zaczął ciemnieć, ruszyła z tętentem wichura uginając konary drzew, po czym w akompaniamencie błyskawic lunął deszcz. Stało się to w momencie, gdy słuchałem pompatycznego Dies Irae w Requiem Wolfganga Amadeusza Mozarta, słowem, idealna, jakkolwiek nieplanowana synchronizacja. W połowie lat 80. XX wieku w Polsce możliwość słuchania muzyki na ulicy miała charakter ekskluzywny. Walkman WM-2 Sony’ego kosztował w Peweksie ok. 60 $ (mogę się tutaj mylić, bo nie pamiętam dokładnie ceny), w każdym razie, jeżeli uwzględnić czarnorynkowy kurs amerykańskiej waluty) była to mniej więcej równowartość dwóch miesięcznych pensji. Urządzenie zasilały dwa paluszki typu LR6 i tu pojawiał się problem, gdyż te krajowej produkcji wystarczały w porywach na półtorej godziny, a nie zawsze można je było kupić w kiosku RUCH-u. Tak więc podkładanie muzyki pod oglądane krajobrazy wymagało pewnych logistycznych przygotowań – lubiłem szwendać się po przedmieściach Krakowa, słuchając Joy Divison lub Pere Ubu. Takie wyprawy wymagały jednak zabezpieczenia zapasu baterii oraz kaset z muzyką, co też nie było oczywiste i… tanie. Nawet jeżeli korzystało się z przegrywanych na kasety płyt, to też trzeba było zabezpieczyć odpowiednie nośniki do takich transferów, czyli kupić je w Peweksie, bo te krajowe wytwarzane przez Stilon Gorzów permanentnie się zacinały. Podobno popularność walkmanów sprawiła, że produkcja magnetofonowych kaset przewyższyła na początku lat 80. ilość tłoczonych płyt winylowych. Ciekawe, czy ktoś miał wtedy pomysł na utylizację wytwarzanych masowo baterii LR6? Pytanie retoryczne…
No, a ja teraz (kilka dni temu) zamówiłem płytę z Requiem d-moll w interpretacji Rene Jacobsa. Nagranie to tym różni się do setek innych rejestracji utworu, ponieważ partytura nieukończonej przez Mozarta kompozycji, którą po jego śmierci dokończyli Josef Eybler oraz Franz Xaver Süssmayr, poddana została współczesnej rewizji przez francuskiego kompozytora Pierre-Henri Dutrona. Efekt końcowy jest co najmniej przekonywujący, jakkolwiek recenzent Guardiana narzekał, że w nagraniu tym soprany brzmią końcach swych partii płasko, ale to przecież obsuwa nie po stronie Dutrona. Kilka dni temu miałem okazję wysłuchać Requiem w interpretacji muzyków i śpiewaków Capelli Cracoviensis pod dyrekcją Christiny Pluchar. Concert odbył się 1 listopada w kościele św. Katarzyny w Krakowie, orkiestra występowała w składzie kameralnym (prawdę mówiąc, lubię małe obsady), a soliści byli jednocześnie chórzystami. Wszystko to brzmiało klarownie z wyjątkiem głośniejszych partii chóru i instrumentalistów, gdzie dawał znać o sobie silny pogłos, wytwarzany przez ściany kościelnej nawy. Od wynalezienia przenośnych urządzeń do odtwarzania muzyki, stała się ona łatwo dostępna, oczywiście trzeba zabawkę od czasu do czasu nakarmić świeżymi bateriami lub podpiąć do kabla. Luksus słuchania muzyki w każdym niemal miejscu i przy niezłej jakości dźwięku nie jest jednak – by tak to oględnie określić – obojętny dla świata, w którym żyjemy. Sztuka niewiele ma wspólnego z ekologią, co nie jest żadnym odkrywczym stwierdzeniem…
Dies irae, dies illa, | Dzień to gniewu, dzień co zburzy |
Quantus tremor est futurus,
| O, jak wielka będzie trwoga, |
poniedziałek, 6 listopada 2023
niedziela, 5 listopada 2023
Mateusz Morawiecki dopina rządową koalicję czterech partii
sobota, 4 listopada 2023
Horyzontalnie
czwartek, 2 listopada 2023
Wiersz w sam raz na Dzień Zaduszny
Jak już kiedyś wspomniałem, odrzuca mnie ostatnio od poezji... szczególnie tej krajowej (nie będę jednak tego wątku rozwijać). Nie odrzuca mnie natomiast od tekstów Hansa Magnusa Enzensbergera czy Douglasa Dunna (no, jeszcze parę osób zasila grono nie odrzuconych). Wracając co jakiś czas do lektury Wyprowadzki z Terry Street Dunna, nie mogę się nadziwić, że ten świetny autor jest tak słabo obecny w Polsce. Tomik tłumaczeń jego wierszy w przekładach Piotra Sommera ukazał się w niszowej serii wydawniczej Fortu Legnica dwadzieścia cztery lata temu i to jest jedyna polska książka Douglasa Dunna.
środa, 1 listopada 2023
Lucas Cranach Starszy i sędzia TK
Wykorzystany przez Krystynę Pawłowicz obraz pochodzi z kolekcji Muzeum Sztuk Pięknych w Budapeszcie, zaś w roli biblijnej Salome malarz obsadził księżniczkę Marię pomorsko-szczecińską, córkę Barnima IX Pobożnego, księcia pomorskiego, szczecińskiego i wołogoskiego. Nic mi nie wiadomo natomiast, kto użyczył swej fizjonomi urżniętej głowie Jana Chrzciciela, oprócz tego, że jest ona niemal identyczna z łepetyną Helofernesa z innego obrazu mistrza, gdzie w rolę dekapitującej go Judyty wcieliła się Dorota pomorsko-szczecińska. Fragment posta sędzi TK na serwisie X o powrocie "hajlowania" odbieram jako głęboką projekcję osoby piszącej.