poniedziałek, 12 listopada 2012

Chicago, Milwaukee, St. Paul And Pacific Railroad


W ramach pewnej odtrutki na sączący się z informacyjnych kanałów nacjonalizm o brunatnym zabarwieniu, googlowałem wczoraj wieczorem Marka Ruwedela. I oprócz ofert sprzedaży jego książki Westward the Course of Empire (na Amazonie już od nieco ponad 30$), na stronie www.kenleegallery.com znalazłem też to wspaniałe zdjęcie (ewidentnie jest to skan z albumu, ale wklejając je poniżej, usunąłem z niego "sepiową" tonację).

Mark Ruwedel, Chicago Milwaukee St. Paul And Pacific #30, zdjęcie z cyklu Westward the Course of Empire, 2005

Ken Lee na swojej stronie tak pisze o tej fotografii:
Why I like it?
An 8x10 contact print with intimacy and silence, precision and mystery. 
No więc jak najbardziej: intimacysilenceprecision, a nawet mystery, ale nie wiedziałem, że są to styki z formatu 8x10" (oglądając dokumentacyjne fotki z prezentacji tego cyklu w różnych galeriach, myślałem raczej, że autor posługiwał się kamerą 4x5" i nie przeholowywał z wielkością powiększeń).
Cykl Westward the Course of Empire był inspiracją dla Jeffa Brouwsa i jego kameralnej serii The Machine in the Garden (o czym swego czasu wspominałem), ale także dla polskiego fotografa, którego projekt mniej więcej miesiąc temu, został zaprezentowany publiczności...
*
Kontynuując wczorajszą terapię odtruwającą, wysłuchałem dziś rano Suit na wiolonczelę solo JSB w wykonaniu Pablo Casalsa, oczywiście z płyt analogowych.

niedziela, 11 listopada 2012

BIAŁO-CZERWONO-CZARNA


Tytuł świetnego cyklu Wojciecha Prażmowskiego sprzed ponad 12 lat, nabiera ostatnimi czasy nowych znaczeń, jeżeli wziąć pod uwagę wzrost popularności  - by tak je tu eufemistycznie określić - partii konserwatywno-nacjonalistycznych ... ;)
Kiedy po raz pierwszy, chyba na wystawie w Małej Galerii ZPAF we wrześniu 2000, zobaczyłem prace z tej serii, pomyślałem, że projekt ten, biorący za  temat  rodzimą rzeczywistość w okolicach millenijnego przesilenia, sporo u nas zamiesza. Że będą recenzje, omówienia, analizy... Oczami wyobraźni widziałem wtedy też rozkładówkę z sobotnim Magazynie Gazety Wyborczej... No i pomyliłem się tutaj całkowicie, nie zamieszał (prezentacji w Magazynie oczywiście nie było). Jakkolwiek cały czas mam przekonanie, że jest to fotograficzne przedsięwzięcie dużego kalibru. 
Być może, stało się tak częściowo na skutek całkowicie położonej książkowej publikacji tego cyklu, gdzie zdjęcia wydrukowano z jednego przejazdu i gdzie nie pojawiły się w roli przerywników, fotografie kolorowe, jak to pierwotnie planował Prażmowski. Bo właśnie podczas ekspozycji w Małej Galerii, czarno-białym kwadratowym kadrom z Mamiy-6, towarzyszyły zdjęcia barwne (w tym momencie nie pamiętam ich liczby), na których pojawiała się w różnych odsłonach tytułowa czerwień oraz biel.

Wojciech Prażmowski, z cyklu Biało-czerwono-czarna (1999)

-----

Wspomniany album Wojciecha Prażmowskiego Biało-czerwono-czarna można za jedyne 4 PLN nabyć w sklepiku Muzeum Częstochowskiego.

sobota, 10 listopada 2012

Miejsko-pastoralny Alexander Gronsky


Alexander Gronsky, z cyklu Pastoral

Chyba cały rok nie zaglądałem na stronę Alexandra Gronsky'ego (ostatni raz odwiedzałem ją, jak mi się wydaje, przy okazji pisania recenzji z Foto Art Festiwalu w Bielsku-Białej). A tymczasem zaszły na niej dość istotne zmiany, tzn. pojawiły się prezentacje nowych, bardzo interesujących serii. Projekt o nazwie "Pastoral" (jak się okazało - Dzięki Magda za podpowiedź - seria ta zdobyła III miejsce w kategorii "Życie codzienne - reportaż" na tegorocznym World Press Photo, co jakoś... umknęło mojej uwadze) za temat wziął moskiewskie suburbia i jest to cykl tak dobry, a zarazem trafiony, że gdy się go ogląda, to aż zapiera dech w piersiach. Rewelacyjne kadry i mimo "ubogiego" charakteru samych motywów, bardzo też atrakcyjne! Do tego ważny temat, współczesne, bez umiaru rozpychające się w przestrzeni miasto.

Alexander Gronsky, z cyklu Pastoral
Alexander Gronsky, z cyklu Pastoral
Alexander Gronsky, z cyklu Pastoral

I oglądając zdjęcia z tego cyklu (na stronie jest ich aż 65) i wspominając Moskwę, w której byłem 18 lat temu, myślałem też o stereotypach dotyczących Rosji oraz Rosjan, jakie funkcjonują w naszym kraju. A które przy okazji patriotycznych rocznic oraz kolejnych miesięcznic katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem, są odgrzewane przez prawicowe, czy lepiej rzecz nazwawszy, "prawackie" media. Zastanawiałem się np. czy "ruskie błoto" jest czymś gorszym od błota polskiego i na czym polegać może tutaj różnica? Przypomniała mi się też okładka tygodnika Uważam Rze, na której pojawił się swego czasu rysunek przedstawiający mężczyznę, wybijającego łomem szyby w oknie prezydenckiego Tu-154M. Obrazek ten powstał wprawdzie na podstawie jednego ze zdjęć krążących w necie (dlaczego nie skorzystała z nich redakcja?), ale w tym graficznym przedstawieniu, postać z łomem miała  wygląd stereotypowego "ruskiego mużyka" z syfilitycznym kaczym nosem. I to karykaturalne ujęcie łączyło w sobie najlepsze cechy propagandowych pism w rodzaju: nazistowskiego Der Stürmer i radzieckiego Крокодилa...

Alexander Gronsky, z cyklu Pastoral
Alexander Gronsky, z cyklu Pastoral
Alexander Gronsky, z cyklu Pastoral

czwartek, 8 listopada 2012

PO HOT DOGA I Z POWROTEM


Grzegorz Wróblewski

PO HOT DOGA I Z POWROTEM

11:20 – emalie starego Jørgena Nasha
11:21 – czy wychodząc na pewno wyłączyłem gaz?
11:22 – nie powinienem wierzyć w boga, a tym bardziej
             w duńską prognozę pogody!
11:23 – za to w Pierre’a Alechinsky’ego i jeszcze
             w kilku innych facetów z COBRY
11:24 – docieram w końcu do kiosku i kupuję
             hot doga z musztardą
11:25 – trzeba wszystko przemyśleć od nowa

[wiersz z książki Dolina Królów, 1996]


Grzegorz Wróblewski, What makes happiness [2002?]


[Wklejony powyżej wiersz był swego czasu (okolice 1996) bardzo popularny i często cytowany. Wspomniany proceder cytowania nie dotyczył jednak typowo "polonistycznych opracowań", co - znając rodzime realia krytycznoliterackie - wcale nie dziwi... Mimo przywoływanej w tym tekście z imienia COBRY, sam wiersz kojarzy mi się bardziej z popartową praktyką artystyczną, ale to oczywiście moje wrażenie. Grzegorz wrzuca w ostatnim czasie na Facbooka sporo fotografii swoich obrazów, ale trzeba tu od razu poczynić uwagę, że w jego przypadku, zawsze mieliśmy do czynienia z równolegle przebiegającą aktywnością poetycką i plastyczną (w latach 90. aktywnie uczestniczył w działaniach kopenhaskiej grupy Totem). I tutaj może pojawić się pytanie, jak jego werystyczne i mocno "topograficzne" względem kopenhaskich realiów wiersze z tamtych czasów, mają się do prac utrzymanych w ekspresjonistycznej poetyce np. COBRY? Odpowiedź na to pytanie może być bardzo inspirująca, jeśli weźmiemy pod uwagę, że owa (oczywiście nie dosłownie rozumiana) topografia miasta  czy - jak to lepiej określa sam poeta w wierszu Valby ulica długa - "duńska przestrzeń", są w tych obrazach jak najbardziej obecne.]

środa, 7 listopada 2012

"Topografia ciszy" już wkrótce!


Najnowszy album Waldemara Śliwczyńskiego nosi tytuł "Topografia ciszy" i poświęcony jest byłym ziemiańskim rezydencjom w Wielkopolsce. Zerknąłem  wczoraj na stronę wydawnictwa Kropka i znalazłem tam zapowiedź tejże publikacji, a także zdjęcie gotowego egzemplarza (czy jeszcze makiety?) książki.


Bardzo się cieszę, że ten ważny zapis dokumentalny, a jednocześnie też  projekt artystyczny, upubliczniony zostanie w formie albumowej. Od momentu gdy Waldek rozpoczął pracę nad tą serią (a ściślej rzecz ujmując, od chwili gdy pokazał mi plon swojej pracy z 2008 roku) stałem się entuzjastą tego przedsięwzięcia. W liczącej 160 stron książce pojawi się 70 fotografii oraz dwa teksty wprowadzające: pierwszy - autorstwa Ewy Kostołowskiej, kustosz Muzeum im. Adama Mickiewicza w Śmiełowie (gdzie w 2009 roku miał miejsce pierwszy pokaz projektu) i drugi - mojego autorstwa, zatytułowany "Topografia z historią w tle".
I już nie mogę się doczekać "autorskiego" egzemplarza.

wtorek, 6 listopada 2012

Krajobraz ze swastyką


Świętochłowice, 14.11.2000

Na dzień dobry, znalazłem dziś na portalu Gazety Wyborczej informację o swastykach, jakie "nieznani sprawcy" namalowali na samochodzie Dariusza Libionki. W przypadku tego historyka zajmującego się holocaustem, a także biegłego w procesach sądowych dotyczących propagowanie faszyzmu, zdarzyło się to zresztą już drugi raz... Akcja ta ma wszelkie cechy procederu zastraszania (wiemy gdzie mieszkasz, znamy auto, którym jeździsz) i dotyczy w Lublinie nie tylko Dariusza Libionki, ale także np. Tomasza Pietrasiewicza, twórcy i szefa Ośrodka Brama Grodzka - Teatr NN, któremu jakiś czas temu do mieszkania wrzucono atrapę bomby i cegły z wymalowanymi swastykami. Biorąc pod uwagę kilkumilionową liczbę ofiar, jakie były skutkiem agresji faszstowskich Niemiec na Polskę w 1939 roku i pięcioletniej okupacji kraju, ta swoista afiliacja symbolu III Rzeszy jest w przypadku polskich patriotów-nacjonalistów zjawiskiem kuriozalnym, no chyba, że odbywa się w ramach popularnego w pewnych regionach naszego kraju porzekadła: "Różne rzeczy można mówić o Hitlerze, ale..."

poniedziałek, 5 listopada 2012

Śliwki



Czytam sobie dalej LnŚ poświęconą Williamsowi i kolejne próby lektury wiersza z 1934 roku (tekstu bardzo znanego i często komentowanego), którego angielski tytuł ma brzmienie This Is Just To Say, nie bardzo mi wychodzą. Zupełnie do mnie nie trafia ten prosty, ale też w sumie dość karkołomny tekst. Nie gniewaj się / były takie pyszne / słodkie / i takie zimne. I już zaczyna mi się robić niedobrze...

William Carlos Williams

Chcę tylko powiedzieć

że zjadłem
śliwki
które były
w lodówce

i które
ty najpewniej
schowałaś 
na śniadanie

Nie gniewaj się
były takie pyszne
słodkie
i takie zimne

[przełożył Piotr Sommer, LnŚ nr 1-2/2009, str. 222]


Chcę tylko tutaj powiedzieć, że prosty zapis, który bierze za temat prostą sytuację, może doprowadzić do ugrzęźnięcia w banale. W pewnym sensie ryzyko zawodowe... oczywiście przy wyborze takiej poetyki i poszanowaniu norm, dopuszczających w danym czasie, co może być tematem wierszy, a co nie. No, więc w kwestii wspomnianych (niekoniecznie zapisanych ma papierze) norm, podejmujący temat "śliwek" wiersz Grzegorza Wróblewskiego i podobnie jak tekst Williamsa, rozgrywający się w aurze prywatności, jest rodzajem odważnej transgresji, która zresztą spowodowała histeryczne reakcje kilku rodzimych krytyków...

Grzegorz Wróblewski

(DLACZEGO TĘSKNIĄC ZAWSZE POPEŁNIAMY BŁĘDY?)

Czekając niecierpliwie na twój powrót do domu
zjadłem najpierw paczkę suszonych śliwek
a potem niczego się nie spodziewając
włączyłem The Blue Aeroplanes

Gdy otwierałaś drzwi do mieszkania
siedziałem już na dobre uwięziony
w naszym trzęsącym się na wszystkie strony
i przypominającym oblężoną fortecę kiblu

Zamiast uroczystej kolacji którą tak bardzo
chciałem ci zaimponować... przywitała cię
moja walcząca, kompletnie rozregulowana
dupa

[wiersz z tomu Symbioza, 1997]

sobota, 3 listopada 2012

Subway Construction, Dead End, Allen Street


- Louisa Lozowicka, a pierwsza z wymienionych grafik była przywoływana w tekście Dickrana Tashjiana, jako rodzaj wizualnego odniesienia do wiersza/wierszy Williama Carlosa Williamsa. Ponieważ nie znałem autora, więc postanowiłem trochę poszperać w sieci i niemal z miejsca trafiłem na  prawdziwie olśniewające prace! Amerykańskie miasto i industriale w ujęciu wyprzedzającym o kilka/kilkanaście lat fotograficzny dokument. I w tym kontekście widać też (stety czy niestety), jakim nieporozumieniem są te wszystkie rodzime "fotogeniczne" lub "elementarne" działania... Dodatkowo artysta o mocno lewicowych przekonaniach, co zawsze jest miłe. Namierzyłem też na amerykańskim Amazonie jedyny dostępny album z jego pracami (wydany w 1982 roku), niestety dość drogi (100-300$), ale pewnie się skuszę.

Louis Lozowick, Subway Construction, 1931 [litografia]

Louis Lozowick, Dead End, 1941 [litografia]

Louis Lozowick, Allen Street, 1929 [litografia]

piątek, 2 listopada 2012

Obrazek klasyczny


Ale wcale nie taki oczywisty jako wiersz czy poezja, jakby się to mogło aktualnie wydawać (biorąc np. pod uwagę rodzime rozumienie poezji i poetyckości nie tylko zresztą w odniesieniu do rejestracji fotograficznych...). Kiedy go przeczytałem, pomyślałem machinalnie o industrialnych obrazach Charlesa Sheelera. I gdy przy pomocy dra googla próbowałem ustalić, z którego tomu wierszy pochodzi, jeden z pierwszych wyników na jaki trafiłem, był to fragment książki Dickrana Tashjiana William Carlos Williams and the American Scene, 1920-1940, gdzie właśnie Sheeler był przywoływany jako wizualne odniesienie (obok obrazów Louisa Lozowicka). Czyli: bingo! Jest to o tyle ważne, że malarze łączeni z amerykańską sceną, byli rodzajem odniesienia oraz inspiracji dla kilku późniejszych ważnych ruchów w malarstwie i fotografii, bo bez ich sposobu traktowania/wykorzystywania konkretu, bez wyboru banalnych (w powszechnym odbiorze) motywów miejskich lub industrialnych, nie byłoby pop-artu, hiperrealizmu czy nowej topografii.

William Carlos Williams

Obrazek klasyczny

Elektrownia
w kształcie
krzesła z czerwonej cegły
o wysokości 90 stóp

na którym
siedzą postacie
dwóch metalowych
kominów - z aluminium -

panujące nad kolonią
nędznych chałup
jedna przy drugiej -
z jednego

unosi się płowożółta
smuga dymu tymczasem
pod szarym niebem
ten drugi

nieczynny dzisiaj -

[przekład Piotr Sommer, LnŚ 1-2/2009, str. 229-230]

-------

Classic Scene

A power-house
in the shape of
a red brick chair
90 feet high

on the seat of which
sit the figures
of two metal
stacks - aluminum -

commanding an area
of squalid shacks
side by side -
from one of which

buff smoke
streams while under
a grey sky
the other remains

passive today -

[1937, z tomu Poems 1936-1939]


Charles Sheeler, River Rouge Plant, Ford Motor Company, 1927 [fotografia ta 
była wykorzystana przez artystę przy malowaniu muralu Industry z 1932]

 Charles Sheeler, Classic Landscape,1931 [National Gallery of Art, Washington, D.C.]

czwartek, 1 listopada 2012

REALIZM


REALIZM

- A więc i pan do nas w końcu przyszedł - w taki sposób
lekarka, prowadząca wcześniej moją matkę, przywitała ojca
w Krakowskim Centrum Onkologii. Ojciec zbladł. Odprowadzałem
go potem długim, mrocznym korytarzem, w którym lśniła
sinoniebieska lamperia. Wszystko to przypomina
PIEPRZONY włoski neorealizm - pomyślałem wtedy
(całkiem zresztą niesłusznie).

-----

Eugeniusz Wilczyk (1931-1991), luty 1989

-------
Powyższy wiersz był opublikowany w październikowej edycji internetowego pisma HELIKOPTER.

środa, 31 października 2012

Stary Chorzów, złomowisko


lipiec, 2001


Czyli zapewne także PHU Marex (?). Już nie pamiętam jak tam wszedłem... Ale na pewno przy okazji fotografowania witryn sklepowych w Starym Chorzowie. Chyba po prostu zobaczyłem z ulicy tego zjawiskowego Jelcza 317 na stercie złomu i pomyślałem, że fajnie będzie wyglądać na tle budynku elektrowni. No i wygląda... Złomowisko to taki współczesny i dość oczywisty motyw vanitas. Czasami mówi się też o szrotach, jako o "cmentarzyskach samochodów". Całkiem zresztą trafnie.
I trochę a propos przyszedł mi do głowy wiersz Grzegorza Wróblewskiego pt. "Czekolada Marabou" (ale także dlatego, że to świetny tekst! - Dla wyjaśnienia: Marabou to marka duńskiej czekolady, jak się okazało po zgooglowaniu, dostępnej teraz także w Polsce).

-----

Grzegorz Wróblewski

CZEKOLADA MARABOU

Gdybym wcześniej wiedział jak
on wygląda, nigdy nie wziąłbym
tej czekolady do ust! – stwierdził
dostojny staruszek spoglądając
na wyskubanego marabuta,
który milczał za siatką.

[wiersz pochodzi z debiutanckiego tomu Ciamkowatość życia, wydanego w Bibliotece bruLionu w 1992]

wtorek, 30 października 2012

Stary Chorzów, cmentarz przy ul. Józefa Kalusa


24.11.2000

Pamiętam, że 12 lat temu sporo sobie obiecywałem po tym zdjęciu, ale posiada ono pewne istotne mankamenty. Coś nie za dobrze jest z głębią ostrości... No i ponieważ odbijałem wtedy odbitki z "żałobną ramką", i tak były one zresztą wydrukowane w Kwartalniku Fotografia w 2001 podczas pierwszej prezentacji "Czarno-Białego Śląska" (a stało się to za sprawą Zbyszka Tomaszczuka), to nie przeszkadzało mi obcięcie kominów na budynkach widocznych w tle...
No, więc wklejam je ze względów czysto sentymentalnych i w związku ze zbliżającym się Świętem Zmarłych.
Kiedyś spotkałem na tym cmentarzu panią sprzątającą nagrobek swojego męża, która nie przerywając prac pielęgnacyjnych, zaczęła mi opowiadać, że gdy w czasach młodości chodziła na randki na pobliskie łąki, to otwierała nad sobą parasolkę, żeby opadający pył i sadza z huty, koksowni oraz elektrowni, nie pobrudziły jej sukienki. 
Z terenu tego cmentarza, opadającego łagodnie w kierunku Huty Kościuszko, można by pewnie było jakieś 25-20 lat temu zrobić kapitalne zdjęcie z nagrobkami na pierwszym planie i dymiącymi kominami w tle, ale czy ktoś taki kadr zarejestrował?

poniedziałek, 29 października 2012

Warszawa w kolorze


[Hugo Jäger, Warszawa, ul. Leszno? jesień 1939?]

Patrzę na statystykę bloga i widzę, że mam ostatnio dużo wejść na posta sprzed roku, traktującego o zdjęciach Henry N. Coba z 1947 roku, na których można oglądać warszawskie ruiny, utrwalone na slajdach Kodachrome. A dzieje się tak, bo właśnie w warszawskim Domu Spotkań z Historią otwarła się wystawa prezentująca te fotografie, przyjechał zresztą do Polski także ich autor - aktualnie wzięty architekt, więc gdy do wyszukiwarki wpisze się hasło "warszawskie ruiny w kolorze", to dr Google wyrzuca w wynikach posta z hiperrealizmu już na 4 miejscu. Przy okazji wspomnianej wystawy, dowiedziałem się, że szykowany też jest album ze zdjęciami Coba, z czego należy się ciszyć i mieć nadzieję, że pojawią się tam też inne fotografie wykonane podczas jego pobytu w Polsce w 1947 roku, np. te z Wrocławia.  

Kolor skraca dystans czasowy. Patrząc na slajdy Coba można mieć czasem wrażenie, że oglądamy sceny zarejestrowane całkiem niedawno. Ale jego zdjęcia, to nie jedyne kolorowe przedstawienia stolicy. Jest ich oczywiście więcej. Wybrana przez mnie fotografia, autorstwa Hugo Jägera, nazistowskiego fotoreportera (także osobistego fotografa Hitlera), przedstawia prawdopodobnie ulicę Leszno i granicę dzielnicy żydowskiej, którą najpierw oznaczono jako teren "zagrożony tyfusem" (jesień 1939), a w kwietniu 1940 otoczono murem i ostatecznie w listopadzie tego roku zamknięto. Za murem olbrzymiego getta w samym centrum Warszawy, mieszkało do 500.000 ludzi. Kolor skraca dystans czasowy, ale bardziej interesuje mnie, czy ma też jakieś przełożenie na wzrost lub aktywację empatii???

niedziela, 28 października 2012

Zimny front


Całkiem dosłownie, bo obudziwszy się przed chwilą i otworzywszy oczy, w balkonowym oknie zobaczyłem prawdziwie zimowy krajobraz... I całkiem dosłownie też, jeśli idzie o wczorajszą wieczorną lekturę, bo dalej czytam sobie LnŚ, poświęconą Williamowi Carlosowi Williamsowi, a tam znalazłem wiersz pod takim własnie tytułem. Tekst zaskakujący, tym razem mocno in plus, którego tematyka i sposób jej podania... no właśnie, czy miałaby szansę zaistnieć w polskiej poezji? Oczywiście tekst Williamsa trudny byłby do akceptacji przez tych panów posłów z polskiego parlamentu, co słyszą "płacz zamrożonych zarodków" ;)

William Carlos Williams

Zimny front

Ta kobieta z martwą twarzą
ma siedmioro przybranych dzieci
i jedno własne małe na
dodatek. Chce pigułki

na aborcję i odpowiada
yhm, podczas gdy jej
opatulone niemowlę wydaje
niezborne powitalne pomruki.

Kobieta patrzy na mnie z ustami
otwartymi i mruży wycięte ładnie 
oczy bez wyrazu jak kot na gałęzi
zbyt zmęczony żeby wyżej uciec

swoim prześladowcom. A
dziecko rechocze i się ślini
i przytłumiony, prawie piękny rumieniec
zjawia się na twarzy kobiety

kiedy mówi, patrząc na mnie
spokojnie: ani jednego więcej.
W przypadkach takich jak ten wiem
że najważniejsze to działać szybko.

[przekład Krystyny Dąbrowskiej, wiersz z tomu The Wedge, 1944; LnŚ, nr 1-2/2009]