Wiktor
Woroszylski
Przygody i podróże
Tyle zachwytów przypływów odpływów
Spieniona fala czasu w bezbrzeżnym gdzie indziej
Chwytający
za kolana kaleka Bejrut
Chwytający
za serce słodkie Suchumi
Chwytająca
za krtań Karaganda kolczasta
Miedzy
Scyllą a Charybdą
w
barze chybotliwego statku Transylwania
towarzysz
podróży leczy moje mdłości koniakiem
W
wielkiej elektronicznej zabawce frankfurckiego lotniska
przesiadam
się z nieśmiałego pasażera economy class
w
wybuchającego śmiechem po hiszpańsku
skośne
oko wstawiającego w aparat Canon
kupującego
pewność siebie w strefie wolnocłowej
podglądacza
i chwalcę chylącego się wieku
Warstwy
cywilizacji:
chłopi
spod Żytomierza
kaukascy
jeńcy wojenni Bałtowie
zapadający
się w ziemię nieskończone pochody ludów
z
pobożnym śpiewem wdzierają się w mury meczetu stalle Kordoby
W
Neapolu łobuz na motocyklu
wyrywa
damie torebkę tłusty cywil w kwesturze
wskazuje
górę torebek istny Oświęcim
W
szarym deszczu pod Waterloo na polu klęski i chwały
przeziębiony
pociągam nosem
W
hoteliku na rue du Sommerrard wyziewy z umywalki
i
rozpacz emigranta którym nie jestem
Na
Alt Moabit 21/22 pijani żegnamy się z przyjacielem
na
chwilę na zawsze
Ziemia
Europy Azji pali się pod stopami
nie
czuje żaru
I
nie wiem czyj głos nie pozwala mi spojrzeć za siebie
kiedy
opuszczam Dubrownik
Deutschland. Ein
Wintermärchen
E.K.
W
przezroczystym wietrze od Renu
gęstnieje
poczucie śniegu
na
ulice wychodzi świąteczny las
dzwoni
świeci
mali
Mikołajowie przytupują w igliwiu
Młoda
kobieta
patrzy
przez okno
na
Smoczą Skałę
nad
nią czarne opary
winy
w
nozdrzach tamten dym tamta krew
Staje
w progu pokoju gdzie
jasny
chłopiec
z
jasną dziewczynką
na
cztery ręce
ćwiczą
pieśń o pasterzach
I
ja
przechodzień
uciekinier
ze strasznej baśnie
błagalnie
zagradzam drogę:
na
te słabe ramiona
jeszcze
nie
jeszcze
nie
[Z książki: Wiktor Woroszylski, Wiersze 1954-1996, Wydawnictwo a5, Kraków 2007, s. 328-329 i 299-300.]