Hans Magnus Enzensberger
Kongres Pokoju
Ląduje samolot ze stu kłamcami na pokładzie.
Miasto wita ich garścią kwiatów,
wonią nafty i potu,
wiatrem z równin Azji.
W blasku jupiterów kłamcy przemawiają
w pięćdziesięciu językach: Jesteśmy przeciwko wojnie.
W milczeniu przyznaje im rację.
Ci kłamcy mówią prawdę, ale
potrzebują aż pięćdziesięciu godzin
na to jedno zdanie?
Kiedy odjeżdżają, kwiaty są już szare.
W popielniczkach przelewa się
od solidarnych petów,
niezłomnych końcówek cygar
i niezwyciężonych niedopałków.
W spluwaczkach pływa pokój.
W tym samym czasie prawdomówni w Białym Domu
w blasku jupiterów głoszą
inną prawdę: wojna trwa.
Tylko kłamcy są niezłomni.
W Białym domu kwiaty są świeże,
spluwaczki wydezynfekowane
a popielniczki czyste jak bomby.
Poryw wiatru przeciąga nad miastem,
wiatru z równin Azji. Tak rzęzi
duszona kobieta, gdy walczy o życie.
O trudnościach reedukacji
Po prostu są doskonałe
te wszystkie wielkie plany:
Złoty Wiek
Królestwo Bożen a ziemi
obumieranie państwa.
Gdyby tylko nie było ludzi!
Zawsze i wszędzie przeszkadzają ludzie.
Wszystko stawiają na głowie.
Kiedy chodzi o wyzwolenie ludzkości
lecą do fryzjera.
Zamiast z zachwytem podreptać za pierwszą strażą
mówią: Teraz dobrze by było pójść na piwo.
Zamiast o słuszną sprawę
walczą z żylakami i odrą.
W decydującej chwili
szukają skrzynki pocztowej lub łóżka.
Tuż przed nadejściem millenium
wygotowują pieluchy.
Wszystko rozbija się właśnie o ludzi.
Nie można z nimi budować żadnego państwa.
Worek pcheł to nic w porównaniu z nimi.
Drobnomieszczańskie wahania!
Idioci konsumpcji!
Przeżytki przeszłości!
Nie można ich jednak wszystkich wybić!
Nie można ich całymi dniami przekonywać!
O tak, gdyby nie było ludzi,
wtedy sprawa wyglądałaby inaczej.
Tak, gdyby nie ludzie,
wszystko poszłoby raz-dwa.
Tak, gdyby nie było ludzi,
to wtedy!
(Wtedy ja też nie chciałbym tu więcej przeszkadzać).